Niwelatory Topcon – never ending story.
Mało kto dzisiaj pamięta, że były czas kiedy sprzęt geodezyjny mogły nabywać tylko firmy państwowe pod warunkiem posiadania dewiz i tzw. asygnaty. W latach dziewięćdziesiątych nieco to poluzowano. Co prawda nowy sprzęt mógł kupić prywatny przedsiębiorca, ale za cenę kosmiczną. Pozostawał sprzęt używany. Powstały firmy handlujące sprzętem używanym, ale sprzedaż też za walutę. Zdarzało się kupić sprzęt za złotówki w likwidowanych firmach państwowych. I mnie taki przypadek się trafił, o czym już pisałem w artykule o teodolicie Zeiss Theo 080 A. A teraz o niwelatorach Topcon – jeden z moich klientów handlujący sprzętem budowlanym sprowadzanym z Niemiec zaproponował mi w rozliczeniu mało używany niwelator Topcon w komplecie z dwoma łatami i statywem. Nie trzeba było mnie zbyt mocno namawiać do przyjęcia owej propozycji. Niwelator spłacił się już na pierwszym zleceniu. Prywatna firma budowlana zleciła mi niwelację profilu odcinka terenu pod projektowany przekop między dwoma wypełnionymi wodą wyrobiskami. A więc przetyczenie odcinka i markowanie linii palikami. Pomiar liniowy odcinka i niwelacja terenu w miejscach markowania oraz lustra wody w obydwu zbiornikach. Nie muszę przypominać, że niwelacja dowiązana do dwóch reperów. Prace kameralne w wynajętej w domku wiejskim siedzibie firmy. O laptopach i c-geo nikt wtedy nie słyszał. A więc sprzęt kreślarski, kalkulator, ołówek, gumka, papierowe formularze i kalka. Pod koniec zmiany zapłata w myśl zasady „dzisiaj robota, dzisiaj zapłata”. Później niwelator stał się bardziej wystrojem wnętrza, niż przedmiotem użytkowym. Młody geodeta na dorobku zaproponował mi kupno opisanego wyżej zestawu i po dłuższym zastanawianiu sprzedałem ów zestaw za przyzwoitą cenę. Ciąg dalszy w obrazach i opisie do tych obrazów.
Mało kto dzisiaj pamięta – to cykl audycji Macieja Korkucia w radiu RMF Classic.
Przed sprzedażą dokładnie sprawdziłem niwelator, bo bubli nie sprzedaję.
Po pewnym czasie nastąpił nasz ulubiony ciąg dalszy. Otóż na co miesięczne posiedzenie Zespołu Uzgadniania Dokumentacji Projektowej, którego byłem przewodniczącym, jeden z projektantów przyniósł trzy zdefektowane niwelatory Topcon. „Panie Jerzy, może Panu przyda się do czegoś ten złom?” A no, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Zaczęły się eksperymenty na żywej tkance. Dzięki temu zdarzeniu poznałem detalicznie wnętrze niwelatorów Topcon AT G7. A więc rozbieranie, przekładanie i składanie oraz sprawdzanie działania. Po trwających dość długo eksperymentach, z trzech niesprawnych stworzyłem dwa sprawne. Oczywiście zrektyfikowane i sprawdzone w różnych warunkach. Nie były mi do niczego potrzebne i upłynniłem je ludziom, którym były potrzebne. Za swoją fatygę ustaliłem cenę, ale i tak znacząco niższą od cen „kup teraz”. Truchło trzeciego trafiło w pudle do piwnicy. Po pewnym czasie owe truchło okazało się przydatne.
Moją uwagę zwróciło ogłoszenie o sprzedaży niwelatora Topcon. Zadzwoniłem z pytaniem czemu tak tanio. „Po powrocie z terenu postawiono niwelator na piecyku, aby szybciej wysechł”, a co się z nim stało – o tym dalej.
Mogłoby starczyć tego dobrego, gdyby nie epizod w roku szkolnym 2018/19, kiedy to nauczałem przez rok przedmiotu zawodowego w Technikum Geodezyjnym w Opolu. Instrumentarium zaopatrzone moim zdaniem ponad miarę i w tym m.in. 8 niwelatorów Topcon AT-G6. Pani prowadząca instrumentarium pokazała mi dwa niwelatory uszkodzone przez uczniów. Zabrałem je do domu, bo chciałem je przywrócić do życia. Coś tam przydało się z mojego truchła, a pewien detal z uwagi, że to ja proszę, przysłał serwis TPI.
Sprawdzenie i rektyfikację obydwu niwelatorów przeniosłem na ćwiczenia szkolne, a jedyna gratyfikacja to podziękowania ze strony dyrektora szkoły.