Teodolit Kern DKM1

 

Teodolit Kern DKM1 kupiony na aukcji ebay. Sprzedający zgodził się na znaczną obniżkę ceny, a pośrednik, który go dla mnie kupił, użył silnych argumentów na bardzo znaczącą obniżkę ceny. A oto lista usterek i mankamentów:

  • brak śrub ustawczych do poziomowania teodolitu, w tym jednej tulei do mocowania takiej śruby,

  • brak całego segmentu ruchu leniwego w poziomie,

  • brak modułu libelli rurkowej,

  • brak modułu łączenia teodolitu ze statywem.

 

Wszystkie brakujące elementy posiadałem i stąd decyzja zakupu owego „kaleki”. Kompletne DKM1 wystawiane są w cenach zaporowych i zastanawiam się czy ktoś za takie ceny owe kupuje. Podstawowym mankamentem okazała się przybrudzona skala odczytu kierunków. Źródłem zła był pryzmat z powstałą – na skutek wilgoci – pajęczynką. Sposób wydobycia pryzmatu okazał się nie taki trudny. Przed wyczyszczeniem pryzmatu obmierzyłem go i sfotografowałem, co okazało się szczęściem w nieszczęściu. Przy montażu pryzmatu powstał odprysk szkła i to w miejscu projekcji obrazu mikrometru. Co dalej z tym nieszczęsnym pryzmatem? Nie wszystko na raz – nieco o instrumencie. Jest to konstrukcja z połowy lat 50-tych ubiegłego wieku. Bardzo niewielki teodolit jak na ówczesne standardy, ale dość ciężki, jak na takie gabaryty. To z uwagi na budulec – mosiądz i szkło. Kolor oliwkowy, a więc standard tamtych lat. Z uwagi na odczyt kątów z dokładnością 1-ej sekundy używany był przy rozwiązaniach osnów szczegółowych wyższych rzędów lub pomiarach realizacyjnych, gdzie wymagana była wyższa precyzja. Jak na dzisiejsze standardy obsługa instrumentu mało komfortowa. Miniaturowy obraz odczytów kątów i potrzeba zapisywania tych obserwacji. No i pamięć o libelli indeksu koła pionowego. Dłuższa praca z tym teodolitem wywoła zmęczenie i frustrację, ale to jak z powiedzonkiem towarzysza Wiesława – „przed wojną w Polsce buło gorzej, bo nie było telewizorów”.

 

Fot. 1. Teodolit Kern DKM1 już po renowacji, widziany w towarzystwie nieco uboższego brata – teodolitu Kern DK1 (po prawej). Teodolit do ustawienia na stanowisku wymaga specjalnego statywu produkcji Kerna. Wymaga to również pewnego nawyku, który już posiadłem. Poziomowanie i centrowanie instrumentu nad punktem jest również odmienne. Owa odmienność wywołała moją fascynację tym sprzętem. Jest to więc zainteresowanie niszowe.

 

Fot. 2. Obrazy nędzy i czarnej rozpaczy. U góry po prawej – wymiana obudowy obiektywu wymagała użycia fizycznej siły. Na dole moduł libelli rurkowej przeniesiony z teodolitu dawcy organów. Po prawej stronie u góry, na dolnym zdjęciu, mosiężny krążek po odkręceniu umożliwił wyczyszczenie skali odczytowej kręgu poziomego.

 

Fot. 3. Na powyższej ilustracji rezerwa części zamiennych. Po prawej teodolit z kompletem śrub ustawczych i „trójzębem” do mocowania teodolitu na statywie. Przy okazji okazało się, że źle zmontowana śruba reiteracyjna wymagała demontażu i powtórnego montażu.

 

Przekrój optyczny teodolitu Kern DKM1

 

Fot. 4. Na powyższej ilustracji moduł z mikrometrem oraz okular odczytowy kierunków. Szklany krążek mikrometru wymagał czyszczenia.

 

Fot. 5. W moim egzemplarzu, na skutek wyschnięcia smarów, ruch lunety w pionie był całkowicie niemożliwy. Uruchomienie lunety wymagało demontażu wszystkich pokazanych na powyższych zdjęciach elementów. Potem płyn WD-40 i wielokrotny ruch lunetą wokół jej poziomej osi. Aby to bardziej jeszcze poprawić wymieniłem pozyskany z teodolitu dawcy element widoczny na prawym zdjęciu. Pokazane odsłonięcie umożliwiło wyczyszczenie szklanego kręgu koła pionowego.

 

Fot. 6. Źródłem zła był pryzmat z powstałą na skutek wilgoci pajęczynką. Sposób wydobycia pryzmatu okazał się nie taki trudny. Przed wyczyszczeniem pryzmatu obmierzyłem go i sfotografowałem, co okazało się szczęściem w nieszczęściu. Przy montażu pryzmatu powstał odprysk szkła i to w miejscu projekcji obrazu mikrometru. Po prawej stronie surowiec na wyrobienie repliki pryzmatu. Tu również niezbędny okazał się płyn WD-40, a po wysuszeniu jego nadmiaru olej do smarowania łańcuchów rowerowych.

 

Fot. 7. Dokumentacja geometrii uszkodzonego pryzmatu. Po konsultacjach ze znawcami uznałem, że nikt nie podejmie się wyprodukowania kopii pryzmatu. Spróbuję więc sam. W najgorszym przypadku pozostanie stary, uszkodzony pryzmat i kaleki widok skali odczytowej kierunków. Jako surowiec inne pryzmaty Kerna z teodolitu dawcy Kern E1.

 

Fot. 8. Kolejne fazy produkcji. Szlifowanie, polerowanie papierem gradacji 2500 i wodnym roztworem tlenku ceru. Na trzecim obrazku półgotowy półprodukt. Wyprodukowałem trzy pryzmaciki. W tym dwa udane. Na zdjęciu na dole wybrany do rektyfikacji cel i ustawienie w górowaniu libelli kręgu pionowego.

 

Fot. 9. U góry po lewej i w środku instrument na stanowisku testowym. U góry po prawej pokazany przykład odczytu kierunków dla podziału gradowego i stopniowego (w moim egzemplarzu zastosowano podział stopniowy). Na podziale głównym podziałka odpowiada 20-tu minutom, a sekundy odczytywane są na mikrometrze. U dołu po lewej pokazana jest libella koła pionowego. Po prawej pokazano sposób rektyfikacji błędu indeksu koła pionowego. W tej konstrukcji z lat 50-tych zachowano rozwiązania typowe dla większości firm produkujących sprzęt geodezyjny. W późniejszych konstrukcjach Kern zastosował jedyne w swoim rodzaju rozwiązania. To firmę wyróżniało od innych firm.

 

 

 

Epilog. To najbardziej pracochłonny przypadek renowacji jaki mi się przydarzył, ale jaka satysfakcja.

 

Opracował: Jerzy Leszczuk

Zmień Walutę
EUREuro