Pierwsze kopalnie zagłębia miedziowego oczami geodety

 

  • Krótka historia.

Na Dolnym Śląsku osadowe rudy miedzi zostały odkryte na początku XX wieku przez geologów niemieckich w rejonie złotoryjskim. W ostatnich latach, przed II wojną światową, przystąpiono do budowy trzech kopalń: „Lena”, „Konrad” i „Lubichów”. W czasie ostatniej wojny czynne były kopalnie „Lena” i „Konrad”. Zostały one zatopione pod koniec II wojny światowej. W okresie powojennym odwodniono je i rozbudowano oraz wybudowano nowe zakłady przeróbcze, a Zakłady Górnicze „Konrad” to już dziś legenda. Jako przedsiębiorstwo państwowe powołano je 21 grudnia 1949 roku. Do użytku oddane zostały w 1953 roku. Dziewięć lat później wydobycie rudy miedzi w ZG „Konrad” przekroczyło 1 milion ton. „Konrad” stał się potentatem przemysłowym, zaczął się liczyć w gospodarce krajowej, a także przyczynił się do rozbudowy pobliskiego miasta Bolesławiec. Likwidacja kopalni wiąże się z powstaniem nowego Zagłębia Miedziowego. W 1987 roku Minister Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego wydał decyzję o likwidacji ZG „Konrad”, termin zakończenia likwidacji wyznaczono na 31 grudnia 1993. W swoim geodezyjnym życiorysie miałem kontakt zawodowy ze wszystkimi wymienionymi wcześniej zakładami górniczymi i o swoich doświadczeniach i wrażeniach piszę po swojemu. Posługując się sloganem reklamowym japońskiego koncernu Nippon Kogaku (Nikon inc.) zastosowałem regułę, że obraz mówi więcej, niż tysiąc słów i dlatego w tekst wplecionych będzie sporo map i obrazów.

 

  • Katastrofa.


13 grudnia to nie tylko rocznica ogłoszenia stanu wojennego, to też smutna rocznica dla mieszkańców Iwin i innych miejscowości wzdłuż biegu rzeki Bobrzyca w powiecie bolesławieckim. Jest to rocznica chyba największej katastrofy w historii polskiego górnictwa – przerwanie tamy w zbiorniku odpadów poflotacyjnych. W roku 1967, tj. roku katastrofy, byłem uczniem liceum w Bolesławcu – mieście urodzenia, dzieciństwa i młodości. Wówczas to, jeszcze przed przeniesieniem stolicy polskiej miedzi do Lubina, Bolesławiec był ową stolicą.

Przy procesie technologicznym wytwarzania miedzi, dla oddzielenia siarczków miedzi od skały płonnej i przygotowaniu ich koncentratów do wytopu w piecu hutniczym stosuje się flotację. Zawodnione odpady poflotacyjne, składające się głównie z frakcji pylastej i ilastej z domieszką frakcji piaszczystej, zbierane są w specjalnych zbiornikach. Przy zakładzie przeróbczym kopalni „Konrad” istniały 2 takie zbiorniki. Starszy z nich, na którym doszło do zapowiadanego już zdarzenia, tzw. zb. Iwiny był oddalony od zakładu przeróbczego ZG „Konrad” o 1.5 km. Powstawał w latach 1953-1960 i był dwukrotnie rozbudowywany w latach 1960-1961 oraz 1967 (nadbudowa grobli). Użytkowanie zbiornika zakończono w 1971 roku, kiedy to obok otwarto nowy zbiornik Wartowice. 13 grudnia 1967 roku o godzinie trzeciej w nocy doszło do przerwania wału piętrzącego wodę i osady zbiornika Iwiny. Wyrwą o długości 68 m u podstawy i 134 m w koronie wydostało się 4.6 miliona metrów sześciennych płynnych osadów. Zalały one dolinę rzeki Bobrzycy (prawy dopływ Bobru) na długości 19 km pasem o szerokości od 50 do 220 m. Szlamem pokryta została powierzchnia wsi Iwiny, Raciborowice Dolne, Lubków, Tomaszów Bolesławiecki, Kraśnik i Dąbrowa. Zginęło wówczas 18 osób, a 570 odniosło rany. Odnotowano także duże straty zwierząt gospodarskich. Na zalanym obszarze znalazło się 121 domów mieszkalnych, 407 budynków gospodarczych, drogi i tory kolejowe. Były to czasy, gdy propaganda pisała o takich rzeczach jedynie wtedy, gdy miały miejsce za żelazną kurtyną, bo u nas były same sukcesy. Wieści podobnie jak ja, tak inni, bliżej czy pośrednio związani ze skutkami katastrofy, pozyskiwali od znajomych mieszkańców dotkniętych katastrofą miejscowości oraz z audycji Radia Wolna Europa. Krążyły opowieści o przyczynach katastrofy. Według jednej wersji dywersant wykradł dynamit z magazynu i zdetonował ładunek w koronie wału. Teraz w dobie otwarcia informacyjnego należy przyjąć tezę opartą na opinii ekspertów. Tamę posadowiono na niestabilnym geologicznym podłożu. Przesunięcia podłoża spowodowały pęknięcie zapory, a napór wody dopełnił reszty. Po wielu latach wykonywałem prace geodezyjne na tym nieczynnym już zbiorniku, ale o szczegółach dalej.

 

  • Pierwszy kontakt – inwentaryzacja budynków i budowli dla potrzeb dokumentacji wieczysto-księgowej.

W roku 1992 biuro geodezji, w którym byłem zatrudniony, powierzyło mi inwentaryzację wszystkich budynków i budowli w zakładach i poza tymi zakładami, a będącymi w administracji KGHM Polska Miedź SA. Zlecenie dotyczyło więc wymienionych na początku Zakładów za wyjątkiem nieczynnej już kopalni „Lena” i Zakładów Górniczych w Nowym Kościele. Rzecz sprowadzała się do założenia ewidencji budynków i sporządzenia opisu nieruchomości do uzupełnienia w księgach wieczystych. W dwóch kolumnach zestawienia należało podać powierzchnię rzutu przyziemia budynku i jego kubaturę. Skrótowo podam, że dane do obliczeń uzyskiwałem z pomiaru bezpośredniego, a współrzędne „Z” pozyskiwano z pomiarów trygonometrycznych. Pozostałe informacje pozyskiwałem w administracji Zakładu „Konrad”. Wartości metryczne też tam były, ale np. objętość hali flotacyjnej była trzykrotnie większa od obliczonej na podstawie pomiaru. Przypomnijmy, że owa hala ma skomplikowaną geometrię i niefachowiec źle wyszacował jej objętość, ale takie same rozbieżności dotyczyły budynku wartowni o dość prostej konstrukcji.

Rys. 1. Fragment odręcznego szkicu z pomiaru geometrii budynków.

 

Rys. 2. Fragment opisu nieruchomości z mapą w skali 1:2000 z tabelarycznym zestawieniem danych dotyczących budynków. Nie było jeszcze wtedy rozporządzenia w sprawie ewidencji gruntów i budynków, a konwencję przedstawienia opisu uzgodniono dwustronnie.

Z kartoteki zakładowej wynikało, że najstarsze budynki powstały w roku 1953 i dotyczyło to również osiedla pracowniczego w Iwinach. Ale jeden budynek, bodajże ujęcia wody, datowany był rokiem 1942, a osiedle górnicze w Olszanicy powstało w roku 1936.

 

  • Kopalnie wczoraj i dzisiaj.

Po zakończeniu zlecenia, jak każde inne zlecenie, umieściłem je w historii. Różne materiały robocze mojego autorstwa postanowiłem zachować. Zdawało się, że to koniec geoprzygody (oprócz satysfakcji z wykonania ciekawego zadania otrzymałem też godziwą zapłatę). Jakiś czas później, przejeżdżając przed bramą główną Zakładu „Konrad”, na liczniku kilometrażu mojego samochodu pojawiły się same cyfry 7. Co w tym szczególnego? Ano siedem dni tygodnia, siedem lat chudych i siedem lat tłustych, no i, co najmniej istotne, to data moich urodzin 7.07. Może nadchodzą lata tłuste? – pomyślałem sobie. Krótko potem otrzymałem propozycję wykonania szeregu prac w Zakładach Starego Zagłębia Miedziowego. Prace były przeróżne, ale zasadnicze dotyczyły wydzielenia działek w nieczynnych już kopalniach celem zbycia ich wraz z budynkami przeróżnym inwestorom. Tematem mojego artykułu nie są szczegóły kuchni geodezyjnej, a jedynie wrażenia, które pozostały w pamięci. I tak byłem świadkiem końca starego Zagłębia Miedziowego, za co jestem wdzięczny losowi. Podzielałem smutek odchodzących z Zakładu pracowników i im dedykuję owe opracowanie.

Rys. 3. Fragment mapy sytuacyjno-wysokościowej zakładu „Konrad I” według stanu z roku 1995.

Na powyższej mapie wykazano budynki, których część już nie istnieje. Nie było na nie chętnych, a koncern KGHM nie chciał płacić podatków za rzeczy zbędne, co przynajmniej dla mnie jest zrozumiałe. Prace rozbiórkowe prowadziła równolegle do mojej działalności firma Lewiatan. I tu zdarzenie z pogranicza czarnego humoru. Jednej soboty, na terenie zamkniętej kopalni „Konrad II”, pomiary miał wykonać współpracownik i do pomocy wziął swojego syna. Zaopatrzyłem go w stosowne dokumenty tj. kopia zlecenia z KGHM, kopia zgłoszenia pracy do Ośrodka Dokumentacji Geodezyjnej i Kartograficznej oraz upoważnienie do działania w moim imieniu. Poniedziałkowa relacja to mieszanka grozy i humoru. Kiedy ekipa przekroczyła bramy zakładu, wybiegł w ich stronę człowiek wymachujący rękami z okrzykiem „uciekajcie”. Wreszcie dobiegł i spytał „co tu robicie? Nie pora na grzybobranie, zaraz będziemy wysadzać budynek.” Zenon okazał się dokumentami. „A ile czasu potrzebujecie na pomiar? Dobrze, wstrzymamy na ten czas akcję.” Po czym czytając dokumenty powiedział – „pismo od geodety jest w porządku. Ale pismo od prezesa zakładu mało ciekawe i nie podoba mi się.”

Teraz krótko o losach kopalń Starego Zagłębia Miedziowego:
– „Konrad I” – na jego bazie ulokowało się kilka firm, w tym Aqua Konrad – producent wody mineralnej z głębin kopalnianych płynącej (wydzielenia działek z przeznaczeniem dla Nadleśnictwa oraz działek do zbycia inwestorom),
– „Konrad II” nie cieszył się zainteresowaniem nabywców i uległ fizycznej likwidacji (wydzielenia działek z przeznaczeniem dla Nadleśnictwa),
– „Lubichów I” został dość dobrze wykorzystany na różnego rodzaju działalność pozagórniczą,
– „Lubichów II” to maleńka kopalnia złożona z czterech budynków. W czasach mojej tam działalności, w budynkach pokopalnianych mieszkała niezamożna, ale bardzo szczęśliwa rodzina,
– „Lena” koło Złotoryi – na jej bazie powstało kilka firm produkcyjnych, w tym zakład koncernu BOART z południowej Afryki (producent maszyn górniczych). W zakładzie tym wykonywałem podziały i aktualizację mapy, w tym kompleksową inwentaryzację sieci uzbrojenia terenu,
– w Zakładach Maszyn Górniczych w Nowym Kościele wykonywałem geodezyjne pomiary geometrii elementów pieców hutniczych. Przedstawiciel zamawiającego, inżynier z Warszawy, porównywał wyniki z projektem i to było podstawą odbioru technicznego.

Rys. 4. Centrum byłych Zakładów Górniczych „Konrad I” według obecnego stanu. Brak tu budynku łaźni, lampowni, łamaczy, trafostacji i innych. (źródło danych Google Maps)

 

Rys. 5. Fragment mapy sytuacyjno-wysokościowej zakładu „Konrad II”.

 

Rys. 6. Teren po byłych Zakładach Górniczych „Konrad II” według obecnego stanu. Jak widać brak tu jakichkolwiek budynków. (źródło danych Google Maps)

 

Rys. 7. Fragment zarysu pomiarowego – dokumentu do operatów wydzielenia działek na Zakładzie „Konrad II”.

 

  • Staw osadowy nr I.

Staw osadowy w latach 90-tych to postindustrialny krajobraz. W działce były fragmenty zalesiona, nigdy nie zajęte przez zbiornik, fragment użytkowany jako łąka i teren, na którym prowadzono z nienajlepszym skutkiem próby zadrzewienia. Powyższe ilustracje (rys. 8, 9 i 10) przedstawiają:
– fragment mapy zasadniczej w skali 1:5000 z wynikami aktualizacji użytków,
– widok na Staw Osadowy nr I według stanu z roku 1995,
– Mapa sytuacyjno-wysokościowa z wieżą przelewową przy wale zapory Stawu Osadowego.
Widoczne na zdjęciu lustro wody to efekt zbierania wód opadowych. Poziom wody w zależności od opadów bywa różny.

Rys. 11. Wyniki wywiadu terenowego i pomiaru konturów zmienionych użytków.

 

Rys. 12. Ortofotomapa terenu ze stawem osadowym nr I. Po lewej stronie fotografii mniejszy staw dla drugiego stopnia oczyszczania płynów poflotacyjnych. (źródło danych Geoportal)

Obserwując tereny postindustrialne w różnych częściach Dolnego Śląska, zauważyłem powrót przyrody na różnego rodzaju wyrobiska po przeróżnych kopalniach. Szlam poflotacyjny to przykład totalnego nieurodzaju. Na jego warstwie nie porasta nic i długo jeszcze ten stan nieurodzaju trwać będzie, pomimo starań rekultywacyjnych. Na znacznej części zbiornika Iwiny posadzono liściasty drzewostan (wierzba), ale przyrost jest słaby i rachityczny. Można to traktować jako roślinność pionierską z nadzieją, że po latach wytworzy bardziej urodzajny ekosystem.

 

  • Staw osadowy nr II.

Po katastrofie na stawie nr I wybudowano drugi, większy staw, na styku trzech wsi – Raciborowice Dolne, Warta Bolesławiecka i Wartowice. Spółka KGHM w drodze konkursu ofert cenowych powierzyła mi rozgraniczenie stawu i pomiar użytków wewnątrz działek, tj. nieużytku kopalnianego, terenów różnych oraz lasów i użytków rolnych, bo takowe były.

Rys. 13. Ortofotomapa terenu ze stawem osadowym nr II. (źródło danych Google Maps)

 

Rys. 14. Ortofotomapa terenu ze stawem osadowym nr II wraz z warstwą ewidencji gruntów. (źródło danych Geoportal)

 

Rys. 15. Fragment zarysu pomiarowego do operatu rozgraniczenia Stawu Osadowego nr II Wartowice.

 

  • Epilog.

Porządkując prywatne archiwum geodety z 26-letnią praktyką w wykonawstwie, postanowiłem wykorzystać zgromadzone materiały do niniejszego opracowania. Dożyłem czasów gdzie to, co było niegdyś supertajne, stało się wiedzą publiczną, co mnie cieszy, bo mogłem wzbogacić temat ilustracjami z Geoportalu i Google Maps. Uważam, że ludziom którzy zbudowali potęgę polskiej miedzi należy się wzmianka w piśmie dla geodetów. W czasie jednej z sesji terenowych, pod bramę Zakładu „Konrad II” zajechał samochód osobowy z francuskimi tablicami rejestracyjnymi. Z samochodu wysiadł na sportowo ubrany starszy Pan. Po krótkiej rozmowie z pomiarowymi, gdzie wśród gestów rękoma był jeden gest wskazujący na mnie, starszy Pan podszedł i przedstawił się używając zrozumiałego dla mnie języka niemieckiego „jestem niemieckojęzycznym francuzem” (ich bin ein deutschsprächige Französe). Był mieszkańcem miasta Metz we francuskiej Lotaryngii i wieku 16 lat zgłosił się w roku 1936 do prac przy budowie kopalń starego zagłębia. Intrygujący był dla mnie powód emigracji zarobkowej z bogatego, bądź co bądź, regionu Francji. Odbył sentymentalną podróż do przeszłości, a towarzysząca mu żona i jej siostra pozostały w hotelu w Bolesławcu. Nie były zainteresowane celem podróży. Starszy Pan spytał „dlaczego kopalnia nie pracuje?”. „Bo postawiona jest w stan likwidacji” – odpowiedziałem. „A co z tą większą?” – „jest tak samo”. Starszy Pan posmutniał. Pomyślałem sobie – została zawiązana swoista pętla czasu, zjawił się człowiek, który widział początek i widział koniec starych kopalń.

 

Opracował: Jerzy Leszczuk
Wszelkie prawa w gestii autora.

Zmień Walutę
EUREuro